Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Pokaż wątki - miniu89

Strony: 1 2 [3] 4
31

Jest to mój film, który mówi o tym jakie znaczenie ma dla mnie autosugestia. Wiadomo, że w życiu człowieka istnieją zarówno emocje pozytywne jak i negatywne i to w znaczącej mierze od Nas samych zależy którą drogę  wybierzemy. Zapraszam:)


http://www.youtube.com/watch?v=338Nr6D8zvA

32
bajkopisarstwo / przygody małego misia Pysia
« dnia: Listopad 12, 2013, 18:34:15 »
„przygody małego misia Pysia”

Cz 1) Pysio i  karuzela

W niewielkim domku na kurzej stopce, mieszkał zupełnie samotnie mały misiu Pysiu.
Co niedzielę przychodziły do niego dwie przyjaciółki: misia Rysia i Kisia. Były one siostrami, które bardzo lubiły bawić się z Pysiem na pobliskim placyku zabaw który mieścił się nieopodal jego domu. Pewnej niedzieli misia Rysia z Kisią stwierdziły, że odwiedzą Pysia z samego rana zanim wstanie całkowicie słońce na lazurowym niebie.
puk, puk! Stuk, stuk!- rozległo się donośne stukanie do drzwi Pysia.
- widocznie jeszcze Pysio śpi- zawołała Rysia
- niemożliwe, bo świeci się światło w jego pokoiku- odparła Kisia
Po dłuższej chwili misiu Pysiu otworzył drzwi od swego mieszkania.
-Witajcie moje kochane misie! Witaj Rysiu! Co tak wcześnie tej niedzieli?- rzekł zdumiony miś.
- zabieramy Cię na plac zabaw! Ubieraj się Pysiu!- zawołała Rysia.
-dobrze, już dobrze, zaczekajcie, tylko założę coś na siebie.
Niedługo później  cała trójka misiów wyruszyła na plac, gdzie przebywało już parę misiów.
- O!- krzyknęła Kisia-widzę że już jest parę miśków, pomimo wczesnego ranka.
-masz rację Kisiu-rzekła Rysia- Cóż to się dzieje?
Od samego rana prowadzono sprzedaż biletów na przejażdżkę dużą karuzelą. Misiu Pysiu i jego dwie przyjaciółki, były bardzo zadowoleni z faktu, że należą do pierwszych, którzy się przejadą karuzelą. Zaraz po zakupie biletów misie zajęli swoje miejsca w karuzeli i wnet ruszyli zataczając donośne dwa kółka w tą i z powrotem. Nagle rozległ się ogromny hałas. Był to przeraźliwy okrzyk Kisi, której utknęła łapka w karuzeli. A wszystko to przez nierozsądne spoglądanie za siebie. Niedługo potem zatrzymano karuzelę i wszystkie misie opuściły swoje miejsca jakie mieli w karuzeli z wyjątkiem biednej Kisi.
-Ojejku, jak boli mnie łapka- zawołała Kisia.
-nie martw się , zaraz Ci pomożemy Kisiu- rzekła donośnie Rysia
Miś Pysiu próbował ze wszystkich sił wyciągnąć łapkę Kisi. Jednak  nie udało mu się to zrobić swoimi  obiema łapkami. Do pomocy wziął Rysię i po chwili, wspólnymi siłami udało się…łapka Kisi była uwolniona i mogła ona opuścić karuzelę.
********
Przez dłuższy czas cała trójka misiów wspominała tą przykrą chwilę.  Odtąd misie pomagali sobie nawzajem w potrzebie a misia Kisia zrozumiała, że pewnych rzeczy nie można robić bezmyślnie, bo można na tym bardzo mocno ucierpieć…

33
bajkopisarstwo / przygody małej biedronki
« dnia: Listopad 12, 2013, 18:33:38 »
„przygody malutkiej biedronki”
1
Na krzaczki nieopodal  niewielkiego lasku, żyła sobie malutka biedronka. Jej delikatny płaszczyk koloru pomarańczowego, pokrywały czarne kropeczki. Wśród innych leśnych owadów nazywano ją sprytną biedronką, ponieważ potrafiła zwinnie chodzić po pobliskich krzaczkach i polanie pokrytej soczysto-zieloną trawą.
Kiedy padał obfity deszczyk, mała biedroneczka chowała się pod jakimś dużym liściem i czekała aż przestanie padać i zaświeci słoneczko. Pewnego dnia było dość zimno i mocno padał deszcz. Biedronka nie mogąc wyjść spod dużego liścia kasztanowca bardzo się nudziła. Nagle usłyszała przenikliwy glos, który dobiegał z leśnego gąszczu. Był to konik polny, który wyśpiewywał swoje ulubione melodie pod niewielkim malinowym krzakiem. Po chwili pobiegł on do osamotnionej biedronki.

-witaj droga biedroneczko!- odparł radośnie.
-dzień dobry koniku…-odpowiedziała zrezygnowana biedronka- ale mamy dzisiaj deszczową pogodę
Prawda?
-niczym się nie przejmuj-odpowiedział konik, pocieszając malutką biedronkę-niedługo powinno przestać padać i będziesz mogła wyjść spod liścia-tymczasem dotrzymam ci towarzystwa.
-o! Jak dobrze koniku- rzekła biedronka- chociaż nie będę się czuła  tak samotnie.
Konik polny nadal śpiewał przepiękne melodie, których biedronka z przejęciem słuchała. Niedługo potem zrobiła się śliczna pogoda i  wyszło słoneczko spod ciemnych deszczowych chmur. Konik wraz z biedronką wyruszyli na swój wspólny spacer. Skierowali swoje kroki na zieloną polanę.
2
Nadeszła długo oczekiwana wiosna. Wszystkie leśne ptaszki zaczęły pięknie śpiewać. Gąsienice, małe żuczki, duże sarenki i wiele innych stworzeń cieszyło się z przecudnej pory roku. Biedronka była uradowana z tego, że może sobie spacerować po listkach, zielonych gałązkach i owocowych kwiatuszkach. Wszystkie owady żyły ze sobą w zgodzie. Pewnego późnego popołudnia, zupełnie niespodziewanie przyszedł ogromny dzik. Wszystkie najdrobniejsze stworzenia były bardzo zaniepokojone. Dzik  w poszukiwaniu jedzenia zaczął kopać swoim dużym ryjkiem w ziemi, niszcząc wszystko co w niej żyło. Biedronka bardzo zdenerwowana, zaczęła uciekać przed dużym dzikiem. Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk ogromnego zwierzęcia. Przechodząc przez las wpadł on w sidła postawione przez pobliskich kłusowników.
-pomocy! Pomocy! Ratunku!-zaryczał zraniony dzik.
Wszystkie zwierzęta słysząc przeraźliwy krzyk uwięzionego zwierzęcia, nie zwracali na niego uwagi.
Duży dzik zdany był sam na siebie, na swoje własne siły.
Owady miały okazję, aby zrewanżować się okrutnemu zwierzęciu.
-nie pomożemy dzikowi!-odpowiedziała mała biedronka.
-oczywiście, że nie!- rzekł twierdząco  żuk, przechodząc akurat w pobliżu biedronki.
Po kilku godzinach dzik upadł na ziemię i wyczerpany poddał się, wydając swój  ostatni zawodzący krzyk

*****
Przez wiele dni owady w lesie wspominały  okrutne chwile z dzikiem. „Ogromne  zwierzę wyrządzając krzywdę nam, owadom nie mogło liczyć na żadną pomoc!”-myślały zawzięcie owady. Po paru tygodniach drobne stworzenia się uspokoiły. Każde z nich żyło w wielkiej harmonii, której nikt już nie był  w stanie im odebrać.

34
bajkopisarstwo / Przygody pieska o imieniu Reksio
« dnia: Listopad 12, 2013, 18:33:03 »
 Przygody Pieska o imieniu Reksio.


Cz.1) Reksio  i  mały wróbelek

W pewnej niewielkiej budzie z desek, mieszkał sobie mały Reksio. Był to piesek bardzo wyjątkowy, który kochał przyrodę, uwielbiał  przygody, a także lubił przyjaźnić się z innymi zwierzątkami. Codziennie rano wstawał, wychodził ze swojej budy i szczekał zachęcając innych do zabawy.  Pewnego razu  kiedy było bardzo zimno i spadł pierwszy śnieg, Reksio wychodząc ze swojego drewnianego mieszkanka, zobaczył małego wróbelka, który cały zziębnięty i głodny siedział na płocie.
-Witaj drogi wróbelku!- rzekł Reksio.- Jest bardzo zimno. Może rozgrzejesz się u mnie w budzie?
- Bardzo bym był Ci wdzięczny Reksio za pomoc. Widzisz ja nie mogę odlecieć nigdzie daleko , bo  mam przymarznięte skrzydełka. W dodatku jestem tak bardzo głodny, bo skończyła mi się przepyszna słoninka.
- Ale ja nie mam słoninki…- rzekł zmartwiony Reksio. Zaczekaj tutaj chwilkę wróbelku, zaraz przyjdę.
Reksio przypomniał sobie, że  niedaleko mieszka bardzo miła gospodyni, która ma hodowlę świnek i na pewno będzie miała odrobinkę słoninki. Reksio pobiegł  czym prędzej do  miejsca gdzie mieszkała owa gosposia. Była to młoda dziewczyna, której ojciec miał ogromną hodowlę  dużych świnek. Miała na imię Kaja.  Kaja bardzo lubiła małego pieska Reksia, bo zawsze kiedy przychodził do niej to się z nim bawiła w aportowanie kością, lub patykiem. To była wspaniała zabawa, którą Reksio bardzo często wspominał, zwłaszcza, kiedy na dworze było zimno i nie wychodził nigdzie ze swojej budy. I tym razem dziewczynka ucieszyła się na widok Pieska.
-Witaj Reksio!- zawołała.-Co Cię dzisiaj do mnie sprowadza w tak zimową pogodę?
- Potrzebuję Twojej pomocy, droga Kajo!- szczeknął Reksio.- Na płocie w pobliżu mojej budy siedzi zupełnie zmarznięty  wróbelek. -Czy mogłabyś mi dać troszkę słoninki dla niego?
- oczywiście kochany Reksio- odpowiedziała Kaja. – zaczekaj  tutaj, zaraz przyniosę dla Ciebie kawałek słoniny, aby Twój przyjaciel nie był głodny.
Po chwili  młoda gosposia wyszła z  domu i przyniosła  słoninę. Reksio pobiegł ile miał sił w swoich  małych łapkach i bardzo szybko znalazł się koło swojej budy. Wróbelek , który był tak bardzo mocno zziębnięty, nie mógł już wydobyć z siebie żadnego głosiku. Słaby, głodny i spragniony wody  nie mógł się nawet poruszyć. Reksio wzruszony tym, że jego przyjaciel jest taki zabiedzony pomógł mu zejść z płotka. Wziął go  swoim pyszczkiem za jedno ze  zmarzniętych skrzydełek i  bardzo delikatnie położył  w swojej ciepłej budzie. Po chwili  nakarmił  wróbelka słoninką, którą otrzymał od dobrej gospodyni Kai i napoił wodą.  Wróbelek choć  był bardzo wycieńczony, to zaspokoił swój głód.  Zasnął  i tak spał aż do rana.

2)

Nazajutrz wróbelek, obudził się bardzo wcześnie. Reksio usłyszał jak właśnie wyleciał z jego budy.
-ćwir-ćwir!- zaćwierkał radośnie - jestem już zdrowy i pełen sił. Dziękuję Ci bardzo Reksio za uratowanie mi życia. Będę Ci zawsze wdzięczny za to, że jedynie Ty  nakarmiłeś  mnie , napoiłeś  i dałeś mi ciepłe schronienie, kiedy tego naprawdę potrzebowałem. Masz dobre serce i dlatego będę o Tobie pamiętał i zawsze Cię odwiedzę.
- Bardzo się cieszę wróbelku!- rzekł Reksio. Teraz możesz już wrócić zdrów do domku, do swojej rodzinki. Na pewno czekają na Ciebie i się martwią.
- Tak ,tak! Ćwir-ćwir!- zaćwierkał wróbelek, zgadzając się ze stwierdzeniem małego pieska. Moje dzieci i moja kochana żona na mnie czeka. Dzisiaj jest już ładniejsza pogoda, nie pada i nie jest tak zimno, więc nie będę miał problemu z powrotem do domu. Reksio wrócił już do swoich codziennych obowiązków. Uradowany, że pomógł wróbelkowi  wyzdrowieć  wziął się za sprzątanie swojej budy a  wieczorem po skończonej pracy położył się  wygodnie  i zasnął.
****
Odtąd, kiedy Reksio pomógł małemu ptaszkowi, wszystkie  zwierzątka w okolicy były  z niego bardzo dumne  i codziennie spotykały się z nim spędzając mnóstwo czasu na zabawie…


35
bajkopisarstwo / bajka o syrence
« dnia: Listopad 12, 2013, 18:32:08 »
„bajka o syrence”


W jednym z najgłębszych oceanów świata, mieszkała sobie mała syrenka.
Miała na imię Fiona. Przez cały czas siedziała samotnie w swojej przepięknej komnacie i umierała z tęsknoty za swoją bratnią duszą, z którą mogła by porozmawiać, zwierzyć się ze swoich największych sekretów, jakie tylko mogła mieć takowa malutka syrenka.
Fiona nie żyła sama w tak dużym oceanie. Miała cztery starsze siostry: Felicję, Ambrozję , Wenus i Tamarę. Niestety każda była już mężatką i miała swoje życie. Jedynie Fiona czuła się bardzo samotna.
Jedyną syreną, z jaką miała kontakt, była jej matka Filemona, która w miarę możliwości dotrzymywała jej towarzystwa. Pewnego razu, kiedy był pierwszy od dawna przypływ oceanu, mama syrenki Filemona postanowiła, że znajdzie dla swojej córki męża, który ją pokocha i obdarzy ją szczęściem.
Przez wiele dni Filemona szukała idealnego, wymarzonego partnera dla Fiony, chociaż żaden z kandydatów nie odpowiadał  małej syrence. Młoda syrenka spragniona była wolności, przygody i kogoś kto by ją zrozumiał i chciał dzielić z nią jej największe pasje.
-Droga Fiono-rzekła pewnego razu Filemona do córki.-powinnaś brać przykład ze swoich starszych sióstr, które już dawno wyszły za mąż i nie grymasiły przy wyborze swojego partnera.
-mamo-odparła syrenka-przecież wiesz, że ja kocham przyrodę, lubię pływać sobie po bezgranicznych wodach oceanu, a nikt z moich wybrańców, których mi przedstawiłaś nie chciał dzielić życia z taką syrenką jak ja.
-Masz duże wymagania, skarbie-rzekła wówczas Filemona.-Jak będziesz tak postępować to zostaniesz całkiem sama w tych głębinach oceanu.
- Nie martw się tym mamusiu- westchnęła Fiona.-nie będę sama. Przyjdzie czas na to, że znajdę kogoś podobnego do mnie, z kim spędzę resztę życia.

2

Pewnego późnego popołudnia, kiedy w ogromnym oceanie wszystkie nawet najdrobniejsze organizmy żwawo pływały między bogato udekorowaną roślinnością, mała Fiona, odnalazła drobny kamień. Był on bardzo kolorowy i wyjątkowy. Mienił się on wszystkimi kolorami tęczy.
Syrenka z zachwytem wzięła go w swoje ręce i pocałowała go, wyrażając swoją największą radość z tak cennego dla niej znaleziska.
Nagle, po chwili, kamień, który mienił się różnymi barwami ożył. Magiczna moc pocałunku syrenki sprawiła, że z tak drobnej zdobyczy wydobył się pół mężczyzna, pół ryba.
Miał on przepiękny lazurowy ogon, który wpędził mała syrenkę w zdumienie.
-Witaj droga syrenko-odpowiedział nieznajomy, który dopiero co wykluł się z tak niezwykłego kamyka.-Mam na imię Fiodor. –Dziękuję Ci bardzo za to, że mnie uratowałaś. Mój pocałunek sprawił, że jestem znów wolną syreną. Przez wiele lat więziła mnie okrutna Hera, która nie miała litości, ani żadnych dobrych uczuć.-Co mogę uczynić dla Ciebie, moja droga syrenko, za tak wielkie moje oswobodzenie?
- Jestem taka samotna, a chciałabym Fiodorze mieć kogoś, z kim mogłabym dzielić swoje troski, największe sekrety i życie aż do swojej śmierci.
-Bardzo się cieszę moja droga syrenko, a jak masz na imię?
-Fiona-odpowiedziała pełna nadziei, że odnajdzie w końcu wymarzonego partnera syrenę.
-Jakie masz piękne imię…Fiona-rzekł zdumiony Fiodor. Pozwól, że poprowadzę Cię po miejscach, gdzie nikt jeszcze nie dotarł.
-Dobrze Fiodorze-zgodziła się bez zastanowienia Fiona-Popłyńmy tam, gdzie nikt z Nas jeszcze nigdy nie był.

Fiona i Fiodor popłynęli het przed siebie. Między nimi zawiązała się ogromna przyjaźń. Rozumieli się bez słów, dzielili się ze sobą największymi sekretami. Fiodor pokazał je przepiękne korytarze,  których barw nie sposób jest zapomnieć. Przepiękne widoki roślinności, która nieznana porastała największe głębiny oceanu wywołała ogromne zaskoczenie u młodej Fiony, ze postanowiła, że Fiodor zostanie jej mężem na dobre i złe chwile.
3

W pałacu gdzie mieszkała młoda Fiona rozległ się ogromny hałas.
-Moja córka wychodzi w końcu za mąż!-słychać było radość matki Fiony, Filemony.
Przepiękne było wesele młodej pary syren. Fiona miała welon uszyty z najdelikatniejszych wodorostów, które okalał jej przecudnie czarne włosy.
Ogon lśnił czystym żywym srebrem, z niezwykłego wzruszenia. Starsze siostry Fiony pogratulowały swojej młodszej siostrze wyboru swojego partnera i wszystkie syreny żyły długo i szczęśliwie.

36
bajkopisarstwo / bajka o małym królewiczu
« dnia: Listopad 12, 2013, 18:31:29 »
„Bajka o małym królewiczu”

Za górami, za lasami w przepięknym Pałacu, mieszkał mały królewicz o imieniu Asia. Żył on wraz ze swoją matką, zamożną królewną o imieniu Felicia, która od wielu lat była sama, bo umarł jej mąż, którego tak bardzo kochała. Felicia nie chciała drugi raz wychodzić za mąż, bo uważała, że nikt inny nie zastąpi jej ukochanego męża, którego w tak młodym wieku utraciła. Asia choć bardzo kochał swoją matkę, to jednak bardzo cierpiał z powodu samotności. Nie miał żadnych przyjaciół, kogoś, z kim mógłby porozmawiać, podzielić się swoimi troskami. Matka wiedziała, ze mały królewicz potrzebuje kontaktu ze swoimi  rówieśnikami, ale nie mogła go w żaden sposób przekonać, aby wyszedł choć na chwilę ze swojej małej komnaty. Siedział tam zupełnie sam i całymi godzinami czytał książki. Bardzo interesował się historią sztuki. To była jego życiowa pasja, której całkowicie się poświęcał.
Pewnego dnia, czytając jedna z książek, zauważył, że na oknie od komnaty, usiadł biały gołąb. Asia podszedł czym prędzej do okna i stuknął palcem w szybę. „Jaki piękny biały gołąb!”- pomyślał. Przez wiele dni od tamtego razu, kiedy zobaczył białego gołębia, zaczął się zastanawiać, gdzie on mieszka, dokąd odfrunął, jak żyje. Ta myśl go bardzo męczyła, do tego stopnia, że w końcu wyszedł ze swojej komnaty.
- dokąd idziesz kochanie?- spytała matka młodego królewicza.
- muszę coś zobaczyć mamo- odparł w pośpiechu Asia.
Mały królewicz postanowił, że zupełnie zmieni swoje dotychczasowe życie i zacznie żyć jak ten biały gołąb, na wolności, nie w zamknięciu wśród czterech ścian swojej komnaty. Pragnął poznać cały świat, poznać kogoś, kto  będzie dzielił z nim jego troski, zainteresowania. Jeden mały gołąb na oknie, sprawił, że zmienił się nie do poznania, odnalazł swój cel, a co najważniejsze sens życia, którego tak naprawdę nigdy nie czuł. Asia zrozumiał, że nie wystarczy czytać i mieć jedną jedyną pasję. Owszem  historia sztuki była jego doskonałą rozrywką, ale to mu już nie wystarczało. Codziennie, o tej samej porze, z samego ranka, zaczął wychodzić na miasto do ludzi , którzy chwalili go za dobre maniery, jakie miał  wpojone przez swoich rodziców. Każdy kto z nim rozmawiał próbował mu doradzać, co mógłby zrobić w swoim życiu aby poczuć się lepiej i nie być tak bardzo samotnym. Niektórzy opowiadali mu o pięknych kobietach, które zamieszkują pobliskie okolice i wskazywali mu miejsca, gdzie mógłby je poznać.
Królewicz Asia był bardzo wrażliwym chłopcem. W dodatku nie potrafił odnaleźć żadnej dziewczyny, którą mógłby polubić i dzielić z nią swoje dziecinne troski. Nie wszystko mógł powiedzieć swojej matce. Ona była ciągle zakłopotana i nie zawsze dobrze się czuła, aby móc wysłuchać tego, jakie ma problemy jej młody jeszcze syn. Chłopiec co prawda próbował się zmienić, inaczej spojrzeć na swoje życie, ale czas, kiedy był zupełnie sam w swojej pustej komnacie dokonał ogromnej przemiany w jego dziecinnym myśleniu.
2

Pewnego razu, kiedy Asia wyszedł na miasto, spotkał małą dziewczynkę. Miała na imię Ania  i była bardzo biedna. Jej rodzice umarli jak miała dwa latka. Anną opiekowali się wujkowie, którzy nie pochodzili z tak zamożnej rodziny jak Asia. Mały królewicz bardzo zainteresował się mała Anną. Chciał ją bliżej poznać.
-Witaj!- odparł do małej dziewczynki Asia.
- Dzień dobry!- rzekła Ania- czy my się znamy?
Asia nie wiedział co jej odpowiedzieć. Był bardzo zakłopotany.
- Nie, nie znamy się, ale chciałbym Cię poznać.
-Ale ja jestem bardzo biedna i brzydka- nikt mnie nie lubi- nasza bliższa znajomość nie ma żadnego sensu.
Asia nie przejmował się urodą małej dziewczynki. Uważał, że wygląd i bogactwo nie mają żadnego znaczenia.
-Czy pójdziesz ze mną na mój dziedziniec droga Anno?
- dobrze, pójdę z Tobą-odparła zawstydzona dziewczynka.
Po chwili wzięli się za ręce i skierowali swoje kroki na ogromny dziedziniec, który mieścił się przy jego Pałacu. Przez cały czas rozmawiali ze sobą. Okazało się, że Ania, choć była brzydka i  biedna, to miała w sobie dużo wrażliwości. Mały królewicz po raz pierwszy w swoim życiu czuł się szczęśliwy. Uśmiechał się szeroko do Ani. Mieli wspólne tematy. Dziewczynka  bardzo interesowała się rysowaniem portretów, ale niestety nie miała pieniążków na ołówki i kredki, którymi mogła by tworzyć swoje przecudne rysunki. Asia zrozumiał to, że Ani bardzo zależało na tym, aby rozwijać swoją pasję. Kiedy rozmawiał o swoich twórczych zainteresowaniach, była bardzo wzruszona. Widać było, że tęskniła za rysowaniem. Mały królewicz postanowił, że podaruje  jej swoje ołówki, kredki i czyste kartki, które miał w swojej komnacie w niewielkiej szafie. Asia zaprosił biedną dziewczynkę do swojego Pałacu. Mama królewicza bardzo się ucieszyła, że Asia poznał w końcu jakąś dziewczynkę, którą lubi i chce się z nią przyjaźnić. Felicja pomimo tego że Ania była biedna nie sprzeciwiała się temu, aby Asia  miał  ją za swoją przyjaciółkę. Pochodziła z takiej rodziny, która szanowała każdego człowieka, niezależnie od tego, czy był on bogaty czy biedny. Mały królewicz wręczając Annie przybory do rysowania sprawił, że dziewczynka  mogła rozwijać swoją pasję, rysując swoje portrety. Obiecała Asi że narysuje jego portret w dowód największej wdzięczności.
******
Asia odnalazł swoją największą przyjaźń i odtąd zawsze się spotykał z Anną. Nie siedział już sam w swojej komnacie, a czytanie swoich książek o historii sztuki zostawiał na późne wieczory. Mała dziewczynka, która spotkał na mieście nauczyła go, że najcenniejszą rzeczą na świecie jest przyjaźń, dzięki której nigdy nie będzie się samotnym.


37
bajkopisarstwo / bajka o kotku mruczku
« dnia: Listopad 12, 2013, 18:30:27 »
„bajka o kotku Mruczku”

Na ciepłym kocyku, koło piecyka, leży kotek malutki, który cichutko sobie mruczy. Obok niego stoi niewielka miseczka, na której widnieją literki z jego imieniem:” Mruczek”. Mała dziewczynka o imieniu Wanda codziennie rano wstaje i daje mu jedzonko przepyszne, które kotek chętnie zjada. Na ścianie zegar wybija godzinę siódmą rano. Kotek do swojej malutkiej miseczki zagląda, a w niej łakocie  jak zawsze o tej samej porze. Po chwili miseczka jest pusta i  kotek nadal jest głodny. Dziewczynka uśmiecha się czule do swojego ukochanego pupilka, delikatnie go głaszcząc po grzbiecie. Kotek zaczyna się łasić do niej, będąc uradowany.
- miał-miał!- zamiauczał kotek do dziewczynki
- co mój koteczku, chciałbyś jeszcze coś zjeść? –zapytała Wanda.
-miał-miał!- odpowiedział z pełnym przekonaniem Mruczek.
-dobrze, zaczekaj tutaj chwilkę, zaraz przyjdę do Ciebie- pójdę tylko do kuchni po Twoje jedzenie.
Kotek  cierpliwie czekał na swoją dokładkę przepysznego dania. Długo nie czekając, miseczka napełniona  była jego ulubionymi rybnymi kosteczkami.
- a teraz pójdziemy się troszkę pobawić, mój kotku kochany- rzekła dziewczynka.
Kotek rozleniwiony, wyciągnął ku przodowi swoje malutkie łapki i po chwili poszedł za dziewczynką do jej niedużego pokoiku. Kotek bawił się kolorowymi piłeczkami, miauczał wesoło okazując swoją radość.
- Dalej Mruczku, biegnij po piłeczkę- zawołała mała Wandzia, widząc, że kotek nagle stracił ochotę na zabawę…
Mały kotek zamiauczał i  zniechęcony kolorową zabawką poszedł położyć się na swój cieplutki kocyk. Dziewczynka już więcej nie nalegała aby kotek biegał za piłeczką, bo zrozumiała, że może być znudzony ciągłą zabawą. Miała nadzieję, że później się pobawi.

2

Zadzwonił do drzwi od mieszkania  pewien mały chłopiec. Był to przyjaciel Wandy. Miał na imię Paweł. Dziewczynka mu otworzyła drzwi i po chwili razem poszli do jej pokoiku odrabiać lekcje z matematyki. Mały kotek zainteresował się chłopcem i wstał ze swojego kocyka. Miał on pewne obawy co do gościa, który tak nagle odwiedził ich w domu. Poszedł do pokoiku, gdzie przebywał Paweł wraz z jego panią i  zamiauczał donośnie.
- nie bój się o mnie mój drogi  Mruczku- my tylko lekcje razem odrabiamy.
- miau-miau!-zamiauczał cicho kotek i wyszedł z pokoiku.
W pewnym momencie chłopiec bardzo się rozzłościł na Wandę, bo nie potrafiła rozwiązać prostego zadania z matematyki. Dziewczynka się popłakała i wyszła z pokoju. Podeszła do kocyka gdzie leżał kotek. Mruczek widząc zasmuconą Wandę bardzo się zmartwił i zapiszczał ze smutkiem. Wtulił się w swoją panią.
- miałeś rację kotku-odparła zrezygnowana dziewczynka-mój najlepszy kolega z którym chodzę do jednej klasy, nie potrafił zrozumieć tego, że ja mogę czegoś nie wiedzieć odrabiając swoje lekcje z matematyki. Nie mogłam rozwiązać pewnego równania matematycznego, a on na mnie przeraźliwie krzyknął. Odtąd zawsze będę Cię słuchała i przestanę się kolegować z Pawłem- dziękuję Ci za to, że jesteś ze mną w tych trudnych chwilach  mój kochany Mruczku.
- miau-miau!-miau-miau!- zamiauczał głośno mały kotek.
*****
Odtąd Wanda nie wierzyła już w to, że w swojej klasie  odnajdzie prawdziwego przyjaciela, który mógłby pomóc w odrabianiu lekcji i zrozumieć jej jakiekolwiek słabości.

38
bajkopisarstwo / bajka o kaczuszce Koko
« dnia: Listopad 12, 2013, 18:24:26 »
„bajka o kaczuszce”

W pewnym niedużym jeziorku żyła sobie malutka kaczuszka koko.  Była ona jedną z najmłodszych córek Kaczki Berty która miała aż siedmioro innych dzieci. Pewnego razu w miasteczku Dobrowo,  gdzie znajdowało się jeziorko zorganizowano konkurs na miss spryciarza. Kaczuszka koko, najmłodsza i najzwinniejsza, miała ogromne szanse na to aby wygrać owe zawody i  Być największą dumą dla swojej mamy Berty. Zebrały się tłumy różnych zwierzątek z całego osiedla. Pieski, misie, jeże i ptaki. Każde z nich miało swój osobisty spryt, który dawał im równe szanse na wygraną i osiągnięcie tytułu miss Dobrowa.
Koko była bardzo wrażliwą kaczuszką i nie wierzyła w swoją wygraną, pomimo tego, że zawsze szybko pływała. Jednak pod namową swojej Mamy Berty zdecydowała się wystąpić w tym wspaniałym konkursie. Przez cały tydzień starała się opanować technikę jak najlepszego pływania po jeziorku, aby być jak najsprytniejszą kaczką spośród innych zwierzątek, które mogły mieć o wiele większy spryt od niej samej. Świadomość tego, że mógłby być ktoś od niej lepszy, doprowadzała do tego że nie mogła myśleć pozytywnie o tych zawodach.

-Koko-nie smuć się-rzekła kaczka Berta-na pewno będziesz najlepsza i wygrasz te zawody-pocieszała ją mama Berta
-Tak chciałabym wygrać ten konkurs i być miss miasteczka, mamo-rzekła Koko. – To jest moje największe marzenie, ale nie wiem czy się spełni.
-Moja droga- odpowiedziała mama Kaczka- to co teraz czujesz to jest absolutnie normalne- ja jak byłam w Twoim wieku to tez chciałam być najsprytniejszą kaczką i wygrać ze wszystkimi zawodnikami, z którymi rywalizowałam i wiesz, udało mi się- Tobie też się uda- musisz w to uwierzyć, kochanie.
-Spróbuję uwierzyć mamusiu-westchnęła cicho Koko.
Zawody miały się odbyć za parę dni, a czas pędził tak szybko, nie stając w miejscu. Koko zdecydowała, że się nie podda i osiągnie swój cel tak jak jej mama, kiedy była w jej wieku. Koko zdecydowała, że się nie podda i osiągnie swój cel tak jak jej mama, kiedy była w jej wieku. Całymi dniami i nocami pływała, zanurzając się w jeziorze, a każde najdrobniejsze nawet niepowodzenie  było dla niej mobilizacją do tego, aby jeszcze bardziej ulepszać swoją sztukę, dzięki której będzie mogła wygrać i być tą jedyną, najsprytniejszą Koko w całej okolicy.
Pomagały jej trzy starsze siostry: Kina, Figa i Basia, które przez te ciężkie dni walki o sukces były przy niej, przez co Kaczuszka Koko nabierała pewności, że uda jej się pokonać największe swoje wątpliwości.


2

Nadszedł dzień zawodów. Ogromny gwar zapanował w miasteczku Dobrowie. Każde zwierzątko było przygotowane na swój sposób do tego aby wygrać ten konkurs. Jeże rywalizowały w szybkim chodzeniu, duże misie toczyły walkę o to kto jest sprytniejszy w jedzeniu, zaś ptaki  konkurowały ze sobą w zawodach latania. Koko płynąc szybkim tempem przez jeziorko, wierzyła, że osiągnie swój wymarzony cel i będzie pociechą dla swojej ukochanej mamy. Nagle nie wiadomo skąd z jeziora wypłynął aligator, który przepełniony złością z powodu głodu,  Zablokował drogę małej kaczuszce.
-nie popłyniesz dalej!-zagroził aligator-jestem bardzo zły i głodny- potrzebuję szybko coś zjeść. Czy nie wiesz Kaczuszko czym mógłbym zaspokoić swój straszny głód?
Koko wiedziała, że nie może zostawić tak głodnego aligatora, samemu sobie i postanowiła że mu pomoże zaspokoić ogromny jego apetyt. Liczyła się z tym, że właśnie trwają zawody i może nie osiągnąć swojego tytułu miss najsprytniejszej kaczki. Jednak wiara w to, że może komuś dopomóc w trudnej walce o byt aligatora była dla niej najważniejsza.
-Drogi aligatorze-rzekła uśmiechając się Koko- tutaj w jeziorku znajdziesz wiele dużych ryb, które pozwolą Ci zaspokoić Twój apetyt.
-dziękuję Ci bardzo moja Ty wspaniała kaczuszko- rzekł uradowany aligator-teraz już nie będę się złościł na nikogo-jestem tak głodny a nie wiedziałem  gdzie mogę znaleźć jakieś jedzenie.
Jestem tutaj od niedawna w tym  Jeziorze i nie znam go na tyle żeby móc cokolwiek upolować.
- Nic się nie stało drogi aligatorze-odpowiedziała Koko-wybacz mój aligatorze, ale bardzo się spieszę-biorę udział w zawodach na najsprytniejszą miss Dobrowa.
-Powodzenia Koko.
Już wszyscy pokazali swój najlepszy spryt, jaki posiadali. Teraz nadszedł czas na Koko.
-Dalej Koko!- zawołała Kaczka Berta -uda Ci się kochanie, płyń czym prędzej do brzegu.
Koko niewiele myśląc ruszyła przed siebie, z Całych  sił  popłynęła jak szybko zdołała.
Wszyscy zdumieni jej szybkością i wielkim sprytem zaczęli jej bić brawa. Rozległa się wrzawa, którą słychać było w całym miasteczku. Wkrótce ogłoszono wyniki. Okazało się że wygrała najmłodsza zawodniczka ze wszystkich uczestników, zwinna Koko. Obok niej drugie miejsce zajął jeż o imieniu Filemon, a na trzecim sokół Franek.  Nastał czas na zabawę po trudnych zmaganiach o tytuł miss Dobrowa. Wszyscy tańczyli i śpiewali. W Dobrowie zapanowało szczęście. Nikt się nie smucił, każdy był zadowolony ze swojego sprytu. Nie było przegranej. Każdy był wyjątkowy w swoim własnym sprycie.
Odtąd Koko była szczęśliwą kaczuszką. Mama kaczka była z niej bardzo dumna, że najmłodsza jej córka osiągnęła swój upragniony sukces.

39
bajkopisarstwo / przygody świnki Peppy ciąg dalszy
« dnia: Listopad 12, 2013, 17:42:12 »

Cz 4) Peppa i jej pierwsza podróż samochodem

Tatuś świnka, mama świnka i Peppa wstali dzisiaj bardzo późno, ponieważ mały Wojtuś nie mógł dzisiaj zasnąć przez całą noc. Bardzo płakał, bo bolał go brzuszek.  Peppa wraz z mamą i tatusiem  uspokajali małą świnkę w ciągu całej nocy i przez to nie byli w ogóle wypoczęci.
- mamusiu!- zawołała Peppa -Czy mogłabym jeszcze zostać w łóżku?
- Nie ,  skarbie, zaraz będzie śniadanie, a później pojedziemy w wielką   podróż – rzekła mama świnka.
- A gdzie będziemy jechać?- spytała niedospana.
- tatuś  świnka zabiera nas na wielką wycieczkę nowym samochodem, który kupił od Pana Kota.
- ojej!- zawołała świnka-jak ja się cieszę. Jeszcze nigdy nie jechałam samochodem mamusiu.
- To będziesz miała okazję dzisiaj pojechać,  kochanie- chrumknęła czule Mama Peppy.
Po zjedzeniu obowiązkowego śniadania, świnka Peppa i cała jej rodzina wyruszyli w cudowną podróż samochodem. Jechali przez najpiękniejsze lasy, po szerokich drożynach, czując się świetnie w swoim nowym samochodzie. Tatuś świnka dbał o to aby jego żona, córka i mały synek  mieli wygodę i byli szczęśliwi. Bardzo ich kochał. Nie wyobrażał sobie życia bez nich. Peppa  patrzyła w okna samochodu z wielkim zdumieniem, podziwiając każdy budynek, pagórek, kwiatek rosnący gdzieś  na łące, motylki, które swoimi skrzydełkami dotykały szyby i prowadziły swój prześliczny taniec. Wszystko to bardzo cieszyło małą Peppę, a mama świnka  wiedziała, że dzięki tej podróży samochodem jej córka odwiedzi wiele pięknych miejsc, o których  istnieniu jeszcze nigdy dotąd nie miała pojęcia.
- Mamo, Wojtuś chyba zasnął- stwierdziła Peppa-trzeba go przykryć jakimś kocykiem.
Mama świnka wyjęła z torby niebiesko- szary koc, którym okryła śpiącego Wojtusia. Mały braciszek Peppy słodziutko spał, delikatnie chrapiąc. Mama świnka proponowała to samo swojej córeczce aby choć trochę odpoczęła.  Nagle Peppa zauważyła, że na środku  drogi leży nieruchomo mały ptaszek. Tatuś świnka szybko zwolnił  i zatrzymał samochód. Mama świnka i Peppa wyszły z pojazdu i podbiegły do ptaszka.
- Co się dzieje drogi Ptaszku?- spytała czule Peppa- widzę że nie możesz się poruszać.
- mam złamaną  jedną łapkę I  skrzydełko ,nie mogę ani fruwać ani chodzić…pomóżcie mi!-rzekła przerażona ptaszyna.
-Oczywiście, że Ci pomożemy- odparła stanowczo mama świnka.
- Peppo, kochanie, przynieś z samochodu odrobinkę wody, aby ptaszek mógł się trochę napić bo na pewno jest  biedak spragniony- rzekła zatroskana mama świnki Peppy
Mała świnka  niewiele myśląc poszła do samochodu i przyniosła świeżą wodę z plastikowej butelki, wlała ją do malutkiej miseczki i napoiła osłabionego ptaszka.
- Nie możemy Ciebie tak zostawić tutaj, na samym środku drogi- stanowczo oznajmiła Mama Peppy.
Peppa wzięła małego ptaka na ręce, przytuliła go do siebie i wraz z mamą świnką poszła do samochodu. Ptaszyna bardzo cierpiała z bólu. Każda próba poruszenia łapką czy skrzydełkiem kończyła się donośnym piskiem. Mama świnka w apteczce samochodowej miała kawałek bandaża, którym zrobiła opatrunek cierpiącemu boleśnie ptaszkowi.
Teraz mały ptak był spokojniejszy i czuł się bezpiecznie wśród swoich nowych przyjaciół świnek. Niczego mu nie brakowało, miał pod dostatkiem wody i jedzenia, a domek świnek, który stał na wzgórzu stał się także jego domem. Peppa codziennie go karmiła, trzymając go w klatce, którą w ciągu dnia otwierała. Ptaszek w ciągu dnia mógł sobie fruwać po całej okolicy, bawić się z innymi mniejszymi, bądź większymi od siebie ptakami, a w nocy był w dużej klatce, w której miał przepyszną wodę, której nigdy mu już nie brakowało.
*********
Każda chwila, którą Peppa spędziła jadąc  samochodem  na długo pozostała w jej pamięci, a tej   nocy wraz z Wojtusiem i małym pokrzywdzonym ptaszkiem śniła o swojej nowej ekscytującej podróży własnym autem , gdzie przemierzała  wspaniałe krainy, w których mieszkały  jej spełnione marzenia, by móc być kochaną świnką i zawsze każdemu pomagać w jego wielkiej potrzebie...

















CZ 5  Peppa i wycieczka do zoo

Mama świnka i tata świnka  wstając z samego rana poszli do pokoju obudzić Peppę i Wojtusia.
- wstajemy kochani! Dzisiaj jest wyjątkowy dzień!
-ale tatusiu, mamo jeszcze jest wcześnie….- odpowiedziała zaspana Peppa
- słoneczko już dawno wstało i już czas abyście też wstali- rzekła Mama  świnka.
- no dobrze…już wstajemy- chrumknęła Peppa.
Dzisiejszy dzień miał być wspaniały i udany dla rodziny świnek. Co roku obchodzili święto zwierząt i  szli do ogrodu zoologicznego, aby zobaczyć inne zwierzątka. Peppa bardzo lubiła ten ogród, bo mogła się tam bawić z innymi, rozmawiać, poznać nowych przyjaciół.  W zoo czuła się szczęśliwa  i nie była  samotna a z małym braciszkiem Wojtusiem nie miała tematu do rozmowy, ponieważ jeszcze nie mówił, tylko sobie gaworzył. Mama świnka wzięła do zoo  kiść bananów dla małp i kilka niedużych rybek dla fok. Był to jedyny dzień w roku, kiedy można było karmić zwierzęta w zoo. Peppa wzięła od mamy jednego banana i pobiegła do jednej z małpek, które były w  jednej z metalowych klatek.
- Proszę droga małpko, zjedz sobie banana- uśmiechnęła się Peppa.
- dziękuję świnko- rzekła na to małpa wyciągając swoją dłoń w kierunku pysznego owocu.- bardzo lubię banany. Mogłabym je jeść codziennie i nigdy nie miałabym ich dość- zaśmiała się szczerząc swoje białe zęby.
- bardzo się cieszę i polecam się na przyszłość- chrumknęła Peppa. A  teraz idę do fok aby dać im trochę świeżych rybek. Do widzenia małpko.
- Do zobaczenia Świnko…!

Peppa nie zwlekając z wizytą u fok, udała się w kierunku sztucznego zbiornika wodnego, gdzie całkowicie swobodnie pływały sobie te urocze zwierzęta. Peppa jak co roku rozmawiała z nimi podczas gdy one ukazywały swój przepiękny taniec , co rusz wynurzając się z wody  i zanurzając pod wodę. Mała świnka bardzo chciała nauczyć się tej niesamowitej sztuki pływania, chociaż bardzo bała się wody, bo za każdym razem kiedy tylko do niej weszła wydawała jej się być zimna. Peppa wzięła dwie rybki i nakarmiła nimi dwie foki, które akurat przypłynęły do brzegu zbiornika. Były one bardzo uradowane smakołykiem, który przyniosła im  świnka i chciały jeszcze więcej. Po chwili przy brzegu pojawiły się inne foki i prosiły swoim piskliwym głosikiem o to aby Peppa dała im chociaż po jednej rybce.
-nie bójcie się…starczy dla was  wszystkich!- zapewniała  mała świnka. Moja mamusia ma jeszcze trochę rybek więc dam  każdej po jednej rybce.
Peppa poszła do mamusi oznajmić, że urocze foki są bardzo spragnione rybek. Mama dała ostatnie trzy sztuki tych wspaniałych smakołyków .
-Niestety mam tylko trzy rybki, więc musicie się podzielić między sobą- rzekła  świnka.
- dziękujemy Peppo! – odpowiedziały jednogłośnie foki, które znajdowały się tuż przy brzegu.
Była to bardzo stara już foka Nala  i jej najmłodsza córka Ala. Obie  miały ogromny apetyt na rybkę i dlatego też podpłynęły pod sam brzeg wodnego zbiornika, aby skorzystać z okazji że Peppa ma takie smakowitości. Peppa zajrzała do  swojego plecaka i ku wielkiemu zaskoczeniu zobaczyła, że nie ma swoich kanapek, które przygotowała jej mama świnka, zanim wyszły do zoo.
-mamusiu!- rzekła zasmucona Peppa- ja nie mam co jeść. Nie wzięłam ani jednej kanapki, które mi przyszykowałaś…
- nie przejmuj się kochanie- odparła mama świnka. Po prostu zapomniałaś zabrać je z domu.
Byłaś tak przejęta innymi zwierzętami w zoo, że nie pomyślałaś o sobie.  Nie raz kochanie tak jest, że chcielibyśmy pamiętać o wszystkim ale kiedy cieszymy się z czegoś tak mocno, jak Ty z wycieczki do zoo, to nic po za tym nie  jest ważne.
-rozumiem mamusiu!- rzekła Peppa. A ja teraz jestem sama głodna i nie mam swoich ulubionych kanapek.
- o….!- zawołała Mama  świnka. Mam jeszcze jednego banana, którego nie dałaś małpkom. Weź zjedz go kochanie. Zaspokoisz  na razie swój ogromny głód, a jak wrócimy do domu to wtedy zjesz kanapki które zostawiłaś.
- Dobrze mamusiu...- chrumknęła Peppa. Chociaż nie lubiła bananów, to będąc bardzo głodną świnką, zjadła go z największą przyjemnością. Odtąd zawsze kiedy wychodziła z mamą świnka do sklepu, prosiła o kiść tych przepysznych owoców.
Zbliżał się już późny wieczór. Tata świnka siedząc  wraz z mamą świnką w kawiarence i  pijąc sok w szklance z udekorowaną cytryną i słomką oznajmił, że pora wracać do domu.
Wojtuś bardzo płakał, bo nie chciał wracać. Peppa przytuliła go do siebie i pocieszyła z największym współczuciem.
- nie martw się Wojtusiu, wrócimy za rok do tego pięknego zoo…
Wojtuś przestał płakać i się uśmiechnął, jakby chciał coś powiedzieć swojej starszej siostrze.
Z jego malutkiego pyszczka Peppa po raz pierwszy usłyszała  niewyraźnie zioo…
****
Kiedy  rodzina świnek powróciła do domu, to przy wspólnej kolacji wspominali  ten cudowny dzień pełen wrażeń, gdzie  biedna głodna Peppa nie mogąc zjeść swoich ulubionych kanapek zrobionych przez mamę świnkę, zmuszona była polubić  banany. Wszyscy się śmiali z małej świnki. Ona sama zrozumiała, że należy także pamiętać  o sobie a nie tylko o innych, którzy  są spragnieni najlepszych smakołyków. Było  to dla niej doskonałą nauczką na przyszłość…..




40
bajkopisarstwo / przygody świnki Peppy-moje pierwsze bajki
« dnia: Listopad 12, 2013, 17:40:37 »
„Przygody świnki peppy”

Cz.1) Peppa i biwak.

Było piękne, słoneczne popołudnie. Na wzgórzu niedaleko niewielkiego domu mieszkała cała rodzina świnek: mama świnka, tatuś świnka, mały George i Peppa. Wszyscy szykowali się na biwak, który miał być zorganizowany nieopodal domu w lesie. Mama świnka ugotowała jajka, upiekła przepyszne ciasto z truskawkami, zaś tatuś świnka ugotował wyśmienitą zupę z owoców leśnych. Peppa jak zwykle kąpała się w błocie blisko domu i nie myśląc o  tym, że rodzina na nią czeka śpiewała sobie, donośnie chrumkając .

-Peppo!Peppo!-rzekła mama świnka-już wyruszamy na biwak!-chodź czym prędzej-czekamy tylko na
 Ciebie kochanie.
-Dobrze mamusiu świnko-odpowiedziała Peppa-już idę.
 Peppa zawiedziona tym, że musi zakończyć tak świetną zabawę w błocie ze smutkiem  zachrumkała i Szybko pobiegła do reszty rodziny. Dumny tatuś świnka wyruszył pierwszy, niosąc ogromny sagan z zupą owocową, mama świnka  trzymała w rękach torbę z jajkami  i ciastem. Tylko Peppa i jej młodszy braciszek George, trzymali się razem za rękę i szli przed siebie oglądając  wspaniałe widoki lasów iglastych, które okalały całe wzgórza. Kiedy dotarli na miejsce, rozłożyli  swoją całą wałówkę i przystąpili do jedzenia. Niedaleko miejsca gdzie spędzali swój biwak siedziała  sobie samotna Pani  Kózka, która nie mogąc odnaleźć drogi do swojego domku  była bardzo zaniepokojona.
-Kózko- rzekła śmiało Peppa-przyłącz się do Nas! -znajdzie się także miejsce dla Ciebie-pewnie jesteś
 bardzo głodna -mamy tutaj mnóstwo jedzenia.
-bardzo chętnie się przyłączę do Was, moi kochani przyjaciele-jesteście bardzo mili, że chcecie mnie
zaprosić na biwak.
-Cała przyjemność po Naszej stronie Droga Pani Kózko.
Wszyscy jedli z wielkim apetytem przyrządzone potrawy przez mamę świnkę i tatusia świnkę. Kiedy tak sobie siedzieli i cieszyli się słonecznym dniem, nagle ukazała się na niebie ogromna deszczowa   chmura.
-Ojej-rzekła zmartwiona Peppa-chyba będzie padać!
-tak kochanie-odpowiedziała mama świnka-będziemy musieli się gdzieś szybko schować, bo całkiem
przemokniemy .
Tatuś świnka zawsze potrafił przewidzieć pogodę i już przyzwyczajenia miał przy sobie parasolkę.
Po chwili deszcz zaczął bardzo intensywnie padać .
-Nie martwcie się niczym-szybko, pod parasol! -wszyscy się zmieścimy.
-a tak miało być dzisiaj ładnie, mamo- chrumknęła Peppa- cały Nasz biwak poszedł na marne!
-Nie martw się kochanie-odparła mama świnka-jeszcze nie raz będzie ładna pogoda i  nadarzy się
okazja, abyśmy zrobili sobie biwak-chodźmy do domu ,już robi się późno- pora na kolację.
 Wszyscy wrócili do domu, zawiedzeni pogodą. Peppa   długo rozmawiała z tatą  o tej niezwykłej przygodzie  i zmęczona  zasnęła.

2
Nazajutrz  było już pięknie cały dzień. Peppa  obudziła swoich rodziców i szczęśliwa powiedziała:
-Tatusiu, mamusiu, wstawajcie!- jest śliczny dzień!- może dzisiaj pójdziemy na biwak?
-Ależ Peppo, przecież jest jeszcze wczesna godzina- chce Nam się jeszcze spać-zachrumkała mama
świnka-poczekaj z George’ m  aż będzie widno-wówczas przyszykujemy się i pójdziemy na Nasz wymarzony biwak do lasu. W samo południe, po lekkim śniadanku niewiele czekając, cała rodzina świnek wyruszyła do lasu. Tym razem niedaleko leśnej polany siedziała Pani Kot. Właśnie skończyło jej się mleko, a jej malutkie dziecko kotek nie miało co jeść na śniadanie.
- Witaj Pani Kot-rzekła Peppa –przyłącz się do Nas a Twój synek kotek nie będzie głodny i Ty też zjesz
Z Nami.
-bardzo Wam dziękuję kochani- nie wiem co bym zrobiła- miauknęła Pani Kot- skończyło mi się
właśnie  świeże mleko, a nie miałabym  jak nakarmić swojego małego Kotka.
Wszyscy jedli wspaniałe potrawy. Tym razem mama świnka wzięła na biwak świeże mleko, banany, pomidory i truskawki, które każdemu smakowały. Nikt nie żałował pogody. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi, bo biwak się w końcu udał. Pani Kot mogła nakarmić swoje dziecko kotka , dzięki wspaniałej serdeczności  rodziny świnek.
***
Peppa kładąc się z braciszkiem spać, miała przepiękne sny i już nie czuła się zawiedziona, że nie udała się ich wspólna, rodzinna wyprawa.





Cz 2 Peppa i grzybobranie


Była pogodna jesień. Za oknem słoneczko świeciło swym ślicznym blaskiem. W powietrzu unosiło się przepiękne babie lato. Peppa i jej młodszy brat Wojtuś, wstali dzisiaj bardzo wcześnie rano, zanim wstali ich rodzice. Mama świnka w raz  z tatą świnką, szykowali się z zamiarem  pójścia na grzyby do pobliskiego lasu. Pogoda miała być dzisiaj wspaniała więc szkoda było by siedzieć bezczynnie w domu.
- mamusiu, mamusiu! –zawołała Peppa. – Pójdziemy dzisiaj na grzyby?
-Oczywiście kochanie, tylko zjemy jakiś posiłek, weźmiemy wiaderka i  wyruszymy w las-zachrumkala wesoło mama świnka. Tatuś świnka czuł się dzisiaj bardzo źle, gdyż bolała go głowa i postanowił, że zostanie w domu.
-Idźcie dzisiaj sami do lasu-odparł  Tata świnka. –Ja zostanę i się jeszcze położę do łóżka.
-tatusiu-rzekła Peppa.- A nie będziesz się czuł samotny?
- nie martw się kochanie-bawcie się dobrze i przynieście dużo grzybów do domu.
Peppa niewiele myśląc wzięła swoje malutkie wiaderko i wyszła z domu jako pierwsza. Mama świnka biorąc małego Wojtusia za rękę, wyruszyła za nią w kierunku gęstego lasu. Na drodze, niedaleko przepływającej rzeki, Peppa zauważyła, że w trawie siedział bardzo smutny Pan jeż. Podeszła do niego zmartwiona.
-Dzień dobry Panie Jeżu, dlaczego jest pan taki smutny pomimo tak ładnej pogody?
- Ach Peppo- odparł zupełnie zrezygnowany. Kiedy zmęczony zasnąłem zobaczyłem, że bardzo się oddaliłem od swojego domku. –Nie wiem co począć, bo mam bardzo osłabione łapki od wczorajszej, bardzo długiej wyprawy, kiedy poszukiwałem swojego małego jeżyka, który gdzieś mi się zgubił. –teraz nie wiem gdzie on jest, a ja sam nie czuję się najlepiej.
-Może jest gdzieś w lesie…?-odparła zatroskana świnka Peppa.
-Nie wiem, świnko. Czy mogłabyś mi pomóc?-spytał pełen nadziei Pan Jeż.
-Oczywiście że Panu pomogę. Idę właśnie do lasu wraz  z mamusią i młodszym bratem na grzybobranie więc będę się rozglądać za Pana małym synkiem.
-Dziękuję skarbie- rzekł Pan Jeż.-Będę Ci bardzo wdzięczny.











Peppa niewiele myśląc wyruszyła do lasu i zaczęła się zastanawiać, gdzie mógłby się podziać synek Pana Jeża. „Co mogło się z nim stać? Gdzie poszedł? A jak cos mu się stało?”-myślała uporczywie o małym Jeżyku. Takie zamartwianie się sprawiało, że grzybobranie nie było przyjemnością  dla Peppy. Po chwili mama świnka spytała zaniepokojona milczeniem swojej córeczki.
-co się stało kochanie? Nic nie nazbierałaś w swoim małym wiaderku!- spojrzała zdziwiona.
-mamusiu, mam duży problem- odpowiedziała Peppa.-Pan jeż nie może odnaleźć swojego synka.
- Nie przejmuj się tym kochanie!-pocieszyła mama świnka zdenerwowaną Peppę.- pomogę Ci szukać małego Jeżyka.-Co Ty na to?
-Świetnie mamusiu!- krzyknęła i  za chrumkała  ochoczo-do dzieła! -On  gdzieś musi być niedaleko.
 Świnka Peppa  przechodząc koło ogromnego rowu i rozglądając się za  synem Pana Jeża, znalazła wspaniały grzyb, o nazwie prawdziwek. Zdumiona  zobaczyła , że obok miejsca, gdzie był  wspaniały okaz z całego grzybobrania, siedzi poszukiwany przez nią mały Jeż.
-To on! To on!-zawołała szczęśliwa Peppa.-Musiał się biedak zgubić i nie wiedział jak trafić do domu.
Mama świnka podbiegła szybko do małego Jeżyka i wzięła go na ręce. Jeżyk bardzo płakał z tęsknoty za swoim tatusiem Jeżem.  Świnki postanowiły   zrezygnować z grzybobrania i pomóc małemu Jeżykowi wrócić do domu. Kiedy Pan Jeż zobaczył swojego małego Jeża, ucieszył się i bardzo wzruszył. Zaczął aż płakać z radości. Podziękował serdecznie swojej wybawicielce Peppe i  wszystkim, którzy pomagali w szukaniu jego ukochanego synka.
***
Peppa przez całą drogę śmiała się i była w  bardzo dobrym nastroju. Pomimo tego, że  prawie nic nie miała  w swoim wiaderku grzybków , to wiedziała, ze dzisiejszego dnia sprawiła dobry uczynek komuś, kto z wielkiej tęsknoty za  dzieckiem mógł w końcu odzyskać  swój upragniony spokój.








Cz. 3) Zakochana Peppa

Jak zwykle o poranku, mama świnka wstała pierwsza aby obudzić resztę rodziny. Peppa nie spała dzisiaj całą noc, tylko rozmyślała o tym, jak by było gdyby poznała jakiegoś przystojnego chłopaka świnkę.
-wiesz co mamusiu- rzekła Peppa  do świnki, która, właśnie przyszła ją obudzić.-tak bardzo chciałabym się zakochać.
- kochanie-odparła mama  świnka-to jeszcze nie pora na to, abyś myślała o tym. Ja kiedy poznałam Twojego tatusia świnkę byłam dorosła, a jak byłam  jeszcze w Twoim wieku, to spędzałam czas na zabawie z innymi świnkami w swoim wieku. Szkoda życia na to, abyś za młodu myślała już o chłopaku śwince-uśmiechnęła się do Peppy, po czym wyszła do kuchni szykując śniadanie. Tatuś świnka był bardzo zaskoczony tym co opowiadała Peppa.
-Powinnaś moja Peppo myśleć o szkole, o zabawie a nie teraz zaprzątać sobie głowę jakimiś chłopakami.
-Ale tatusiu, to jest normalne- zachrumkała Peppa czując się nierozumianą przez swoją rodzinę.
Chciałabym być zakochana tak samo jak Ty  tatusiu w mojej mamie.
-Przyjdzie na to czas- zachrumkał donośnie tatuś świnka- teraz zjedzmy śniadanie.

Po przepysznym śniadaniu Peppa wyszła się przejść w pobliżu domu. Cały czas nękała ja jedna myśl; „ jak to jest być zakochaną świnką…” Idąc polną drogą, napotkała Pana Lisa.
-Witaj Panie Lisie!-rzekła Peppa.- Mógłby mi Pan powiedzieć, jak to jest być zakochanym?
-o!- odparł Pan Lis. Widzę, że ktoś marzy o czymś, o czym nie powinien jeszcze marzyć.
- Dlaczego Panie Lisie?- spytała Peppa. –Przecież ja jestem młodą świnką i mam prawo sobie
Pomarzyć! Nie rozumiem nikogo! Wy wszyscy myślicie, że ja jestem za mała?
-Otóż to droga Peppo- rzekł Pan Lis.-Powinnaś myśleć o tym, żeby mieć dobrych przyjaciół, a jak
dorośniesz to znajdziesz  dla siebie chłopaka…

Zrezygnowana i smutna Peppa wróciła do domu. Nikt jej nie rozumiał, a ona tylko pragnęła być kochaną przez kogoś, kto by spędził z nią miło czas, pobawił się z nią w obfitym błocie, dzielił z nią dobre i złe chwile.

2)

Na drugi dzień była bardzo brzydka pogoda.  Straszna burza powaliła drzewa w okolicy domu, a  Peppa przerażona, leżała w łóżku. Nie wychodziła  nawet spod kołdry, tylko płakała i chrumkała nieznośnie.
-Co   się dzieje kochanie?-spytała zatroskana mama świnka.
-mamusiu, przytul mnie, ja się tak strasznie boje burzy…-odpowiedziała szlochając Peppa.
-już spokojnie moja Ty córeczko, wszystko będzie dobrze. No już….wstań z łóżka i zjedz z nami
 Śniadanie.
Peppa wstała niechętnie z łóżka i poszła do kuchni cała zapłakana i przelękniona.
Tatuś świnka to zauważył i się bardzo zmartwił.
- Nie płacz Peppo. Co się stało, że taka jesteś przestraszona?
- boję się burzy tatusiu.
-zaraz coś zaradzimy. Usiądź i uspokój się.
Tatuś świnka wstał i z niewielkiego pudełeczka mieszczącego się w kredensie, w kuchni wyciągnął mały obrazek, na którym był mały chłopiec świnka. Peppa, kiedy zobaczyła co się znajduje na tym niedużym obrazku, uśmiechnęła się i radośnie  zachrumkała  .
-Tatusiu, jaki to piękny chłopiec świnka-rzekła z przejęciem.
- tak, tak kochanie- odpowiedział Tatuś świnka- to jest obrazek mojego przyjaciela świnki syna. Ma on na imię Alojzy i bardzo chętnie chciałby Cię poznać.
- jak ja się cieszę mamusiu, tatusiu- zachrumkała Peppa.-a gdzie on mieszka?
- Niedaleko lasu, parę kroków od rzeki, która płynie  koło młyna.
-Idę tam mamusiu- rzekła bez zastanowienia Peppa i wyszła z domu.
   

3)
Idąc w kierunku lasu, przypomniała sobie, że bardzo dobrze  nie zna tych okolic. Całe szczęście spotkała na swej drodze Pana Misia.
- Dzień dobry Panie Misiu- przywitała się pogodnie Peppa.
-o…! Dzień dobry Peppo- odpowiedział zdumiony Pan Misiu. –Co porabiasz w tych okolicach?
- szukam swojej miłości- zaśmiała się Peppa.- mieszka niedaleko lasu parę kroków od rzeki, która
płynie koło młyna. –tak mi powiedział mój kochany Tatuś Świnka. Jednak sama tam chyba nie trafię.
-Czy mógłby mi Pan Pomóc, Panie Misiu?
-Oczywiście- odparł Pan Miś- Idź tędy w kierunku tej zwalonej sosny, a na pewno trafisz we właściwe
 miejsce.
- Dziękuję Panu- odpowiedziała Peppa i wyruszyła w poszukiwaniu swojej wielkiej miłości.

Przechodząc  obok zwalonego drzewa sosnowego, zobaczyła z daleka niewielki domek, który Przypominał małe pudełko z dwoma oknami. „to tam mieszka mój ukochany?”-pomyślała sobie w duchu Peppa. Krocząc powolutku w stronę domku, Peppa zaczęła się zastanawiać co powiedzieć chłopcu śwince. Myślała o tym jak on na nią zareaguje, co powie do niej  i czy będzie w ogóle chciał z nią rozmawiać. Jednak Peppa nie poddawała się wątpliwościom i złym myślom i już znalazła się w pobliżu domku. Właśnie chłopiec świnka siedział na polnej drodze i sobie nucił, chrumkając co chwilkę.
-Cześć Alojzy- rzekła Peppa podekscytowana. –Jestem Peppa.
- Witaj, bardzo mi miło cię poznać Peppo.
- Co porabiasz?-spytała zaciekawiona.
-nic takiego, śpiewam sobie tylko…-odpowiedział  niepewnie Alojzy.
-Może razem pośpiewamy?- zachęcała  Peppa.
- czemu nie. Chodź do mojego domu. Tam mam gitarę i będzie można na  niej grać i śpiewać.

-świetnie Alojzy- rzekła Peppa.-Chodźmy- zachrumkała przyjaźnie Peppa.
Przez wiele godzin Peppa i Alojzy śpiewali grając przy tym głośno na gitarze. Świnka Peppa po raz pierwszy poczuła że jest w kimś zakochana i była z tego powodu bardzo szczęśliwa.









41
bajkopisarstwo / Moje bajkopisarstwo:)
« dnia: Listopad 12, 2013, 17:37:29 »
Witam:)

Pisaniem bajek dla dzieci zająłem się od niedawna. Odkryłem coś co jest dla mnie ważne i umożliwia mi jakąkolwiek satysfakcję z tego, że mogę pisać najmłodszym dzieciom. Moja twórczość jaką jest pisanie bajek opowiada w większości przypadków o bohaterach t.j zwierzątka w oparciu o filmowe ekranizacje, postacie wymyślone przeze mnie. Pisząc bajki ukazuje w nich swoją wrażliwość do dzieci i ma to dla mnie ogromne znaczenie dydaktyczne dla najmłodszych. Zapraszam do czytania i pisania. Jeśli piszecie bajki jak ja to zapraszam do dzielenia się nimi w tym właśnie dziale :)

42
kącik wierszokletów / wiersze w których nadzieja płynie....
« dnia: Listopad 12, 2013, 17:12:26 »
"euforia"

Każda emocja inne melodie śpiewa
Jedna poruszy Nasz umysł i odrobinkę rozgniewa
Inna z kolei da Nam nadzieję
W którą człowiek chętnie się odzieje
 
Na kilku strunach wygrywam rytm uczuć
Wsłuchuję się w każdy ich dźwięk, by się lepiej poczuć
Jeden zły  dzień, który pali umysł spragniony
 Niechaj zostanie choć w pustą radość zamieniony
 
Istnieć  goniąc  za sensem bytu?
Myśleć  w chaosie  uciekając stale z błahego zachwytu?
Dając  sobie jedyną ostoję  w złej magii wzruszenia?
Czując niepewności siłę, co  stale wkrada się w moje marzenia?
 
 
Cierpliwie i z niebywałym sensem poruszę swe serce
Zacznę kochać siebie w swojej największej udręce
Nadejdą być może dni ciepłe i  duszę leczące
I wszystko okaże się  dla mnie z lekka niepokojące



"dni swawoli"



Hej rodacy!
piszę do Was po skończonej pracy
cicho wzdycham, zawzięcie tworzę
czy ktoś w mej swawoli mi dopomoże?
 
Nikt już nie czyta słów na wiatr rzuconych
ludzkie serca domagają się chwil upragnionych
w głębi zmysłów rodzi się chęć niebywała:
"dokonać czegoś, by powstała pochwała"
 
Kamienne serca, zastygłe przez czas też znajdą swe miejsce
magiczna siła fantazji rozpanoszy się wielce
dobra energia jak słońce w dzień najcieplejszy
smutek i rozpacz choć na chwilę zmniejszy
 
Rodząc się pragniemy- bliskości matki!
dorastając chcemy- źdźbła niezależności!
będąc dorosłym- pełnej samodzielności!
zaś w wieku starszym-stabilności!
 
A to wszystko i tak gaśnie
lecz uczucie swawoli nigdy w Naszych myślach nie zaśnie
Będziemy wspominać, rozkoszować się przeszłością
aż odejdziemy z niebywałą przyzwoitością...







„hej  już wróciłem!”

Moi kochani coście za mną utęsknieni
Piszę do Was po swej długiej tułaczce
Fatalny smutek ogarną me serce
Nie wiedziałem co począć w swej  udręce

Nagle zrozumiałem że źle czynię
Żałosne dni w szczerą radość zmieniłem
Poczułem dobroć i upór wspaniały
Mając nadzieję, że wypełnią one żywot mój cały

Dni takie cudne, choć trudne życie trwa nadal
Każdą chwilą cieszyć się trzeba, czerpać wiedzę ogromną
Zamknąć na zawsze skrajne myśli w puszce Pandory
Odczuwając w swoim bycie nawet najgorsze humory!





„Miłujmy się”

Kochani moi, sercem z Wami jestem
Każdy dzień maluję na obrazie sumienia
Zasypiam ze spokojem by móc się obudzić
Nawet gdybym musiał nazajutrz się trudzić

Dlatego prośbę mam do Was wielką- miłujmy się!
Okażmy choć trochę uczucia swemu bliźniemu
Niechaj rany, które już dawno się zagoiły
Nigdy nikomu serc pogrążonych w cierpieniu nie koiły

Czas odnaleźć swój sens- co nie jest prostotą!
Dni niepewne, które nadejdą za moment, za chwilę
Niechaj każdy z nas je ubarwi w kolorach soczystych
A świat się ukaże zupełnie dla wszystkich jasny, przejrzysty…




„MOJA KOCHANA WENO”

Cudnie jest w oka mgnieniu słać utworów całą stertę
Dziś pokłonię się swej wenie która  dała mi zachętę
Nic nie wzrusza serca mego jak napisać coś dobrego
Precz ze stylem słów pisanych, ja mam inne twórcze ego
W mych zamiarach nie ma fałszu, szczypty przesady nie zaszkodzi
Pisząc , muza mną kieruje i  o to w tym wszystkim chodzi.     


„NADZIEJA”

Na świadomości szczycie rodzi się myśl
Strumień światła przepływa
Gasząc dni niepewne

Oczy otwiera wola cudna
Mknąc przez krople wzruszenia
dni  dobre  radością  wypełnia

niemoc, niebyt i esencja wiary
chaos, gniew srogi-to elementy bytu
nie wiedza i  rozum  -zapleczem  pomysłu

sens pragnień odnaleźć  trudno
rozsądek samotnie w umyśle  swym tańczy
a  nadzieja  w sercu strudzonych zostaje…



"Och ma radości!"

Gości we mnie radość
Wspaniale przez byt pędzę
Już nie oglądam się za siebie

Każdy dzień dobry
Zamykam skrzętnie
W pudełku marzeń

Nic tak nie cieszy
Nic tak umysłu nie koi
Jak radość nieskończona

Czasami płaczę
A któż łez nie roni?
Takie życie w gonitwie

Uczucia ludzkie
Takie zmienne
Czerni nie pragnę
Dusiłem się nią za długo
Biel daje mi nadzieję!

Szaleństwo kolorów
Już właściwie chcę kroczyć
Droga musi być pewna

W zakamarkach zmysłów
W pustej przestrzeni
Rodzi się zło jeszcze

Nie pragnę go tak mocno
Czym taka rozkosz?
Nie chcę radości złudnej

Zawsze gdy stawiam krok
Jeden, potem drugi śmiało
Zaczynam rozumieć

Nic nie będzie jak dawniej
Pustka i chaos
Myśl goniąca kolejną w nonsensie


****

Czemu tak się działo?
Czemu dobro tyle lat we mnie spało?
Czemu wreszcie tyle sił do walki miałem?
Widocznie tego aż tak mocno chciałem….!




„walka”


Jak pięknie jest poczuć siłę
Niepewność nie ma znaczenia
Szybko  gaśnie
Podupada boleśnie
****
Zaczynam stąpać pewniej
Nie lękam się i nie złoszczę
Troska i spokój wypełnia me oblicze
Zasypiam w ciszy
Obraz życia jest cudnie piękny
Jednak tylko gdy tego pragnę

„Do dzieła! Do dzieła!”- krzyczę do siebie
Nikt nie słyszy poza mną jedynie
Czas jest taki litościwy
Nagradza mnie  rzetelnie
Nie boję się go
Bo niby czemu?

Biegnę do wiatru
On mój umysł nie raz orzeźwia
Daje nadzieję
Choć barwa biała ustępuje czerni
Nie zamykam się przed światem ludzi
Pomimo cierpienia
Samotności obfitej
Kończę marny żywot
Zaczynam stawiać kroki ku drodze życia
A czym życie?-
Tym co sobie ułożę w swych myślach
Należycie, bezgranicznie, z łzą, uśmiechem
Brak woli? Nicość? Wrogość?-odejdźcie na zawsze!
Niechaj zawita radość, choćby ze smutkiem
Nie pragnę jedynie pustki
Chcę żyć i kochać
Nawet swą słabość markotną
Nie czując  spełnienia braku
Dochodząc do życiowego szlaku….



„wielka nadzieja”

Nie mając siły żadnej
Nagle swój świat odnajduję
Nawet sobie z lekka współczuję

Jaka jest siła nadziei, która w umyśle drzemie
Czas ją pokochać i przytulić do siebie
Odnaleźć swój drogowskaz na bezchmurnym niebie

Przyszła do mnie  jak gość upragniony
Przyjąłem ją z ochotą, bez drwiny żadnej
Cudnie całując w swej chwili bezradnej

Już zawsze tak będzie, że wiele chwil zniosę
Jedna mnie ukoi, zaś druga w łzy gorzkie wpędzi
Takie jest życie i  nic mnie z tego świata nie wypędzi…




43
kącik wierszokletów / Być wierszokletą:)
« dnia: Listopad 12, 2013, 17:02:03 »
Witajcie :)

Pisanie wierszy już od dawna było dla mnie czymś co wewnętrznie mnie podbudowywało, dawało nadzieje, kiedy byłem już u jej granic.
Pisząc uciekam w zapomnienie,a wszystkie emocje są wylewane jak strumień, jakiś potok, gdzie każde słowo ma swoje miejsce i jest nacechowane bardzo silnymi emocjami :)
W mojej twórczości odnajdziecie smutek, radość zrezygnowanie czasem nawet rozgoryczenie. Jednak w każdym wierszu są emocje, które prowadzą mnie przez życie. Zapraszam do czytania i wklejania bądź pisania swoich wierszy

Pozdrawiam serdecznie:)


44
Przedstaw się:) / Witam na forum;)
« dnia: Listopad 12, 2013, 16:40:33 »
Mam na imię Adam i mam 31 lat. Od dawna choruję na epilepsję na tle wrodzonych torbieli splotów naczyniówkowych mózgu.
Dodatkowo choruję na zaburzenia osobowości typu borderline i nerwicę natręctw. Wszystko to wyzwala bardzo silne emocje zarówno pozytywne jak i negatywne, które towarzyszą mi w codziennym życiu. Dlatego stworzyłem to forum aby pomagać ludziom o podobnych problemach natury zarówno psychicznej jak i ogólnie mówiąc o niepełnosprawności. Każda choroba łączy w sobie jedność-emocje które Nam towarzyszą nierozerwalnie w ciągu Naszego życia. Zapraszam serdecznie na moje forum i dyskutowanie w odrębnych działach.
Łącząc się razem można pokonać naprawdę wiele, nawet najgorsze swoje życiowe rozterki.

Pozdrawiam :)

45
epi-forum / Epileptycy łączmy się...
« dnia: Listopad 12, 2013, 16:29:58 »
Epilepsja jest uznawana jeszcze za chorobę groźną, która przejawia się tym, że człowiek upada na ziemię i leci mu piana z ust. Chociaż jest to dla niektórych okrutny widok, to jednak wiele osób żyje z tą chorobą mając normalne życie.
Istnieje wiele odmian padaczek. Są tez takie padaczki, gdzie nie ma żadnych drżeń mięśniowych, tylko sa delikatne zrywy mięśniowe, bądź też objawy pod postacią zmiany zachowania, emocji, spostrzeżeń. Dlatego też ważne jest aby rozpoznać padaczkę w miarę wcześnie, aby można było ja skutecznie leczyć. Ja osobiście mam epilepsje na tle wrodzonych torbieli mózgu, gdzie płyn m-rdzeniowy odpowiedzialny jest za odpowiedni rodzaj zmian w eeg głowy i napadów padaczkowych. Moje napady mogą mieć charakter toniczno-kloniczny-czyli typowo duży napad z drgawkami, który występuje rzadko a najczęściej polega na wyłączeniu się i "zapatrzeniu" w jednym punkcie. Dodatkowo są to objawy psychiczne i emocjonalne dostosowane do tego, w jakim regionie mózgu jest napad. Jeśli będzie to napad skroniowy to mam euforię, bądź te słowotok( szybko mówię), ale także miewam złość( dysforię) w połączeniu z silnym afektem agresywnym. Jest to padaczka którą cechuje duża zmienność napadowa i leczenie farmakologiczne przejawia  się z różnym skutkiem. Najgorzej jest z aurą jesienno-zimową, gdzie stres jest tak silny że wyzwala to napady afektywne podbarwione agresją.
Jeśli macie podobny problem piszcie śmiało w postach lub na pw.

Razem łatwiej jest pokonywać trudne chwile w epilepsji a jeszcze lepiej jak czuje sie bliskość drugiego człowieka, który cierpi podobnie :)

Strony: 1 2 [3] 4
Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum
pecannuss ostrovirsk clankoh bezludna-wyspa akademia